Jak pachnie Olympéa Flora Paco Rabanne?

Otóż zacznę od tego, iż ta Olympea ma najmniej wspólnych nut z całą swoją oflaktoryczną rodziną.

Ale nie jest to zapach odkrywszy i oryginalny. A nawet posunęłabym się, do stwierdzenia, że to mix zapachów już znanych i sprawdzonych sprzedażowo 🙂

Czarna porzeczka, a tak naprawdę kwiaty z czarnej porzeczki nadają tej odsłonie Olympea Flora zupełnie nowego soczystego, lekko cierpkiego i kwaskowego akordu. I tutaj mam jakby przebłysk Si Armaniego….

Jest słodko, ale i tak owocowo… jednak jakoś tak bogato te nuty owocowe wybrzmiewają, tak jakby rzeczywiście był tam niezwykle zmrożony sorbet gruszkowy…i tutaj znów skojarzenie tym razem z Mon Paris YSL ….

OJ A TYCH SKOJARZEŃ BĘDZIE WIĘCEJ 🙂

Przecież nie możemy nie wspomnieć o gęstej i dość naturalnie wybrzmiewającej wanilii …. w towarzystwie różowego pieprzu … i tutaj chwilkę napomina nam się jedna z siostrzyczek Olympea Blossom….

Sercem zapachu jest róża i piwonia …. i oczywiście bez wątpienia Olympéa Flora pachnie i różami i piwonią, jest to znane DNA już z Deliny Parfums De Marly, albo z CH Very Good Girl. 

Jednak ta róża wybrzmiewa jakby bardziej słodko i bardziej… plastikowo. Tutaj zaobserwałam, że na pasku tej plastikowości mamy mniej i zapach sam w sobie wybrzmiewa lekko słono i lekko pikantnie, natomiast na mojej skórze słodzi się z godziny na godzinę bardziej i bardziej… 

Paczuli nie wyczuwam wcale.

Reasumując, na mojej skórze zapach jest wyczuwalny przez otoczenie przez 5 – 6 godzin.  Nie sprawiał mi radości, miałam nawet wrażenie, że to od niego mój dzień był trudny i nieciekawy, dopiero po przebraniu się, domyciu nadgarstków, oraz po półgodzinnym spacerku odzyskałam pozytywny nastój 🙂

Opinia końcowa to bardzo trudna sprawa w przypadku tych perfum… 

No cóż na dziś dla mnie stanowczo NIE. Ale polecam jak zwykle, być może u Was będzie inaczej:

I ZDARZY SIĘ TAK, ŻE BĘDZIECIE PACHNIEĆ JAK BOGINI KWIATÓW?